Pop i polityka | „Fridays for Future nie ma ścieżki dźwiękowej dla swojej rewolucji”
Pogląd, że muzyka, jako kwintesencja estetyki, powinna być w dużej mierze trzymana z dala od sfery politycznej, jest wciąż powszechny. Twoja książka wskazuje na coś przeciwnego?
Tak, zależało mi na wykorzystaniu niemieckojęzycznej muzyki pop, aby pokazać, jak ściśle pop i polityka są ze sobą powiązane. Widać to już w fazie kształtowania się nowoczesnej muzyki pop na początku lat 50. XX wieku w ówczesnych, głęboko rasistowskich Stanach Zjednoczonych, gdzie można zaobserwować blacking białej muzyki – czyli adaptację czarnych tradycji muzycznych przez biały, mainstreamowy rynek muzyczny. To był punkt wyjścia i w kolejnych dekadach wielokrotnie dowodziło, jak ważny jest głos muzyki pop w kontekście polityki.
Czy istnieje coś takiego jak muzyka apolityczna?
Niektórzy odpowiedzieliby na to pytanie twierdząco. Ja natomiast wierzę, że nie ma apolitycznych ludzi, apolitycznego życia, a zatem i apolitycznej muzyki. Bo muzyka zawsze jest wyrazem tego, jak się wyrażam i pozycjonuję w świecie społecznym. Kiedy świadomie odwracam wzrok w świecie kryzysu politycznego, jest to akt polityczny. A kiedy śpiewam piosenki o miłości, które odtwarzają tradycyjnie heteronormatywne obrazy, to również jest to akt polityczny.
Co sprawia, że piosenki polityczne są dla ciebie interesujące? Czy ich stanowisko koniecznie odzwierciedla twoje osobiste poglądy polityczne?
Nie. W mojej książce przeanalizowałem 260 piosenek. Gdyby odzwierciedlały tylko moje poglądy polityczne, byłoby to trochę nudne. Interesowałem się pewną formą historiografii, więc muzyka jest dla mnie ekscytująca, gdy ujawnia coś istotnego na temat czasów, w których powstała. Moim zdaniem jest to szczególnie skuteczne, gdy jest dosadne i zajmuje określone stanowisko. Zazwyczaj nie oferuje szczegółowej, szczegółowej analizy.
Choć istnieją wyjątki…
Tak, na przykład w utworze „Die Bürger von Rostock, Mannheim etc.” zespołu Goldenen Zitronen z 1994 roku, który próbuje w bardzo subtelny, dialektyczny sposób odzwierciedlić wydarzenia związane z rasistowskimi zamieszkami w Rostock-Lichtenhagen i Mannheim. Bardziej typowy dla muzyki pop jest jednak utwór taki jak „Keine Macht für Niemand”, który z czasem stał się sloganem utkwionym w pamięci. W tradycji niemieckojęzycznej muzyki pop z Niemiec, ogólna polityka przyćmiewa politykę konkretną, czyli szczegółową analizę konkretnych wydarzeń historycznych. To właśnie ten czynnik sprawia, że muzyka pop jest tak potężna: redukcja złożoności i wynikająca z niej natychmiastowa łączność oraz wyzwanie dla kształtowania opinii.
Ale polityczny wydźwięk piosenki nie musi być od początku wpisany w jej treść, prawda? W książce jako przykład podajesz piosenkę „Looking for Freedom” Davida Hasselhoffa.
Tak, zawsze można instrumentalizować piosenki i w ten sposób retrospektywnie nadać im znaczenie, które nie jest w nich zawarte. Hasselhoff kreował się na wiodącą postać kulturową epoki zjednoczenia.
Innym często cytowanym przykładem jest piosenka „Born in the USA” Bruce’a Springsteena, która była odtwarzana na wydarzeniach kampanii Donalda Trumpa, mimo że jej treść jest skierowana przeciwko imperializmowi USA.
Dokładnie, to często obserwowane zjawisko: prawicowcy zawłaszczają popularne treści lewicowe i je eksploatują. Stało się to klasyczną strategią neofaszyzmu: uprawianie skrajnie prawicowej polityki z lewicowym, partyzanckim, rewolucyjnym szykiem. Z drugiej strony, od dawna istnieją klapki na oczach, i to ze zrozumiałych powodów. Bardzo aktualnym kontrprzykładem jest grupa Kommando Internet, która niedawno przejęła hity Ballermanna z lewicy, wydając album „Malle Antifa”. Moim zdaniem bardzo udany.
Dlaczego tak łatwo jest przekształcić treść piosenek w ich oczywiste przeciwieństwo?
Na potrzeby książki rozmawiałem z Ingo Knollmannem z zespołu Donots, który powiedział, że pisząc piosenki polityczne, trzeba uważać, żeby nie zostały one przejęte przez przeciwników politycznych. Na przykład wers „Nikt nie jest nielegalny” nigdy nie zostałby zawłaszczony przez prawicowych ekstremistów.
Ale czy nie wpływa to również na jakość sztuki, której siła często polega właśnie na świadomym utrzymywaniu otwartych poziomów znaczeniowych – a tym samym zachęcaniu słuchaczy do myślenia?
W tym właśnie dylematie się znajdujemy. Myślę, że muzyka pop byłaby kompletnie nudna bez jakiegokolwiek tła ambiwalencji. Ale jednocześnie to kwestia socjalizacji muzycznej, jak idealnie połączyć pop i politykę: czy to młotem kowalskim, czy z możliwie najbardziej otwartą przestrzenią znaczeniową. Z estetycznego punktu widzenia, potrafię docenić coś z obu.
W porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi czy Wielką Brytanią, Niemcy od dawna są bardziej niechętne do wyrażania jasnych przesłań politycznych w muzyce pop. Czy podzielasz to wrażenie?
Zdecydowanie. W książce cytuję piosenkę „Wölfe mitten im Mai” („Wilki w środku maja”) Franza-Josefa Degenhardta z 1965 roku jako muzyczny punkt zwrotny, ponieważ była to jedna z pierwszych niemieckojęzycznych piosenek poruszających długofalowe konsekwencje Zagłady w nękanej represjami Republice Federalnej Niemiec. I to w czasie, gdy NPD (Narodowo-Demokratyczna Partia Niemiec) dopiero powstawała i odnosiła pierwsze sukcesy wyborcze. Szlagiery były ścieżką dźwiękową represji w okresie cudu gospodarczego Niemiec Zachodnich.
Jak wyglądała sytuacja w NRD pod tym względem?
Podobnie. Również tam płytkie szlagiery (muzyka pop) były początkowo centralnym medium popularnej muzyki rozrywkowej. I podobnie jak w Niemczech Zachodnich, ten dominujący nastrój zmienił się wraz z pojawieniem się autorów piosenek takich jak Wolf Biermann, którzy stawiali społeczeństwu krytyczne, a czasem nieprzyjemne pytania. Różnica polegała na tym, że w NRD wyrażanie krytyki politycznej było bardziej ryzykowne. Tam groził zakaz występów, a nawet więzienie; w Niemczech Zachodnich gazeta „Bild” prowadziła kampanię oszczerstw.
Patrząc na obecną dyskusję o kwestiach politycznych w muzyce popularnej, uderzające jest, że tak ważny i tak natarczywy dla mediów temat, jak zmiany klimatu, praktycznie nie odgrywa roli – w przeciwieństwie do kwestii polityki tożsamościowej. Dlaczego?
Zgadzam się z tym wrażeniem. Jeśli porównać ruch „Piątki dla Przyszłości”, uderzające jest to, że – w przeciwieństwie, powiedzmy, do ruchu z 1968 roku – nie ma on ścieżki dźwiękowej dla swojej rewolucji. Uważam, że muzyka pop nie odgrywa już takiej samej roli w życiu młodzieży świadomej klimatu, jak w przypadku poprzednich pokoleń. Choć cieszy się popularnością, nie jest już tym samym narzędziem politycznej artykulacji, przynajmniej nie w Niemczech. Choć w latach 80. istniała muzyka ekologiczna, większość jej utworów była prezentowana w niesmaczny sposób, z podniesionym, pedagogicznym palcem, jak w znanym utworze „Karl der Käfer” Gänsehauta z 1983 roku. Nie ma to jednak nic wspólnego z istotą muzyki pop.
Od wielu lat obserwuje się rosnący zwrot w prawo, zarówno w kraju, jak i za granicą. W jakim stopniu znajduje to odzwierciedlenie w muzyce pop?
Zasadniczo można stwierdzić, że muzyka jawnie prawicowa historycznie nie wniosła niczego istotnego do estetycznego rozwoju muzyki pop w Niemczech. Wszystko, co ideologicznie definiuje prawicową muzykę pop, było już obecne w hitach nazistowskich lat 30. XX wieku: „Przyjdź do nas, bądź tam, zaśpiewaj pieśń flagi”, „Walcz, zwycięstwo, śmierć przeciwnikom politycznym” i tak dalej. Tym bardziej niezwykłe jest to, że muzyka prawicowo-ekstremistyczna i neonazistowska przeżywa obecnie nieoczekiwany renesans wśród młodych ludzi w internecie, na przykład wśród tzw. „Ostmullen” (Wschodniego Mullen). Również TikTok od pewnego czasu obserwuje wzrost prawicowego oporu wobec stylu życia, który posługuje się utartymi hasłami antyestablishmentowymi. Przesunięcie w prawo w Niemczech, zwłaszcza wśród młodszego pokolenia, osiągnęło obecnie rozmiary, które słusznie wpisuje się w tradycję lat 90., kiedy królował kij baseballowy. Wierzę, że muzyka, dzięki swojemu potencjałowi wywoływania emocji, może jeszcze bardziej nasilić tę narastającą agresję i gniew.
Marcus S. Kleiner: Nikt nie ma władzy. Pop i polityka w Niemczech. Reclam, 440 stron, twarda oprawa, 34 euro.
nd-aktuell